wtorek, 10 stycznia 2017

Czy szkoła przygotowuje dzieci do życia w prawdziwym świecie?

Znalezione obrazy dla zapytania Czy szkoła przygotowuje dzieci do życia w prawdziwym świecie?


*** Bogaty ojciec, Biedny ojciec - fragment***


- Jeśli będziesz pilnie się uczyła i uzyskasz dobre stopnie, znajdziesz bardzo dobrze płatną pracę z dodatkowymi świadczeniami- mieli zwyczaj mawiać moi rodzice. Ich życiowym celem było
zapewnienie mojej starszej siostrze i mnie wyższego wykształcenia, abyśmy miały jak największe szanse na życiowy sukces. Gdy w 1976 roku otrzymałam na Florida State University dyplom z wyróżnieniem z zakresu rachunkowości - będąc jedną z najlepszych studentek - moi rodzice osiągnęli swój cel. Było to ukoronowanie osiągnięć ich życia. Zgodnie z założeniami
"mistrzowskiego planu" zostałam zatrudniona przez firmę należącą do czołowej ósemki firm rozrachunkowych i widziałam moją przyszłość jako długą karierę oraz bardzo wczesną emeryturę.

Mój mąż, Michael, szedł podobną ścieżką. Oboje pochodziliśmy z ciężko pracujących rodzin posiadających skromne środki, ale reprezentujących wysoką etykę zawodową. Michael również ukończył naukę z wyróżnieniem i to na dwóch kierunkach: najpierw na studiach inżynierskich, a potem prawniczych. Zaraz po studiach został zaangażowany przez posiadającą wysoki prestiż firmę
prawniczą z Waszyngtonu, która specjalizowała się w prawie  patentowym; wyglądało to na świetlaną przyszłość z dobrze określoną drogą kariery i gwarantowaną bardzo wczesną emeryturą.

Mimo, iż nasze kariery były pomyślne - nie doprowadziły do tego, czego oczekiwaliśmy. Oboje po kilka razy zmienialiśmy pracę i zawsze dla właściwych powodów; nie oddaliśmy jednak naszego
zabezpieczenia emerytalnego komuś innemu do zarządzania w naszym imieniu. Nasze fundusze emerytalne rosną tylko dzięki naszym własnym wkładom.

Wraz z Michaelem stanowimy świetne małżeństwo posiadające troje wspaniałych dzieci. W czasie, gdy to piszę, dwoje z nich znajduje się na studiach, a jedno właśnie rozpoczyna naukę w szkole
średniej. Wydaliśmy fortunę na zapewnienie naszym dzieciom jak najlepszej edukacji.

Pewnego dnia 1996 roku jedno z moich dzieci wróciło do domu rozczarowane szkołą. Syn był znudzony i zmęczony nauką. - Dlaczego muszę spędzać czas na uczeniu się czegoś, czego nigdy w
życiu nie będę stosował? - protestował.

Odpowiedziałam bez namysłu: - Dlatego - że jeśli nie uzyskasz dobrych stopni - nie dostaniesz się na studia.

Bez względu na to czy dostanę się na studia, czy też nie - odpowiedział - zamierzam być bogaty.

- Jeżeli nie ukończysz uczelni, to nie otrzymasz dobrej pracy - odpowiedziałam z odrobiną paniki i matczynej troski. - Jeśli nie będziesz miał dobrej pracy, jak zamierzasz stać się bogatym?

Mój syn głupio się uśmiechnął i z wolna potrząsnął głową okazując lekkie znudzenie. Taką rozmowę odbywaliśmy już wcześniej wiele razy. Chłopak spuścił głowę i odwrócił wzrok. Po raz kolejny
słowa matczynej mądrości nie docierały do jego uszu.

Pomimo tego, że był sprytny i miał silną wolę, zawsze był grzecznym młodym człowiekiem mającym respekt.

- Mamo - zaczął. Teraz była moja kolej na wysłuchanie wykładu. - Nadążaj za czasami! Rozejrzyj się wokół: najbogatsi ludzie nie stali się bogatymi dzięki swojemu wykształceniu. Spójrz na Michaela Jordana i Madonnę. Nawet Bill Gates porzucił Harvard, założył Microsoft i jest teraz najbogatszym człowiekiem w Ameryce - wciąż przed czterdziestką. Istnieje też baseballista, który zarabia 4 miliony dolarów na rok, mimo, że mówią o nim, iż nie grzeszy mądrością.

Między nami zapanowała długa cisza. Dochodziło do mnie to, że dawałam mojemu synowi takie same rady, jakie dawali mi moi rodzice. Świat wokół nas zmienił się, ale rady się nie zmieniły.

Otrzymanie dobrego wykształcenia i zdobywanie dobrych stopni nie zapewniają już sukcesu, jednak nikt poza naszymi dziećmi tego nie zauważył.

- Mamo - kontynuował - nie chcę pracować tak ciężko jak ty i tata. Zarabiacie dużo pieniędzy i żyjemy w wielkim domu, w którym jest pełno "zabawek". Jeśli podążę za twoją radą, nakręcę się tak
jak wy, pracując ciężej i ciężej tylko po to, by płacić więcej podatków i pogrążyć się w długach. Nie istnieje już coś takiego, jak pewna praca; słyszałem też o restrukturyzacji przedsiębiorstw. Wiem również, że dzisiejsi absolwenci uczelni zarabiają mniej niż wtedy, gdy ty ukończyłaś studia. Popatrz na lekarzy. Nie robią już takich pieniędzy jak dawniej. Wiem, że nie mogę polegać na ubezpieczeniu społecznym lub funduszu emerytalnym pracodawcy, gdy przejdę na emeryturę. Potrzebuję nowych
odpowiedzi.

Miał rację. Podobnie jak ja, potrzebował nowych odpowiedzi. Rady moich rodziców były skuteczne dla ludzi urodzonych przed 1945 rokiem, ale mogą być katastrofalne dla tych z nas, którzy urodzili się w szybko zmieniającym się świecie. Nie mogę już po prostu mówić moim dzieciom: - Idź do szkoły, osiągaj dobre wyniki, szukaj dobrej i pewnej pracy.

Wiedziałam, że muszę szukać nowych sposobów kierowania edukacją moich dzieci.

Jako matkę, a zarazem księgową, trapił mnie brak szkolnej edukacji związanej z finansami. Wielu dzisiejszych młodych ludzi otrzymuje karty kredytowe przed opuszczeniem szkoły średniej,
nigdy jednak nie wzięli udziału w zajęciach na temat pieniędzy czy sposobów inwestowania, a zrozumienie tego jak odbywa się naliczanie procentu złożonego na ich kartach, pozostawiono im
samym. Mówiąc wprost: brak podstaw finansowych i wiedzy o tym jak pracują pieniądze, powoduje, że młodzi nie są przygotowani na spotkanie ze światem, który na nich czeka, światem, w którym
wydawanie pieniędzy jest wyniesione ponad oszczędzanie.

Gdy mój najstarszy syn - będąc świeżo upieczonym studentem - pogrążył się w strasznych długach związanych z kartami kredytowymi, nie tylko pomogłam mu zlikwidować te karty, ale udałam się też na poszukiwanie programu, który mógłby mi pomóc w finansowej edukacji dzieci.

Pewnego dnia minionego roku zadzwonił z pracy mój mąż. - Mam kogoś, z kim powinnaś się spotkać - powiedział. - Nazywa się Robert Kiyosaki. Jest biznesmenem oraz inwestorem i przybył, aby złożyć podanie dotyczące otrzymania patentu na grę związaną z edukacją. Myślę, że to jest to, czego szukałaś.

Mój mąż, Michael, był pod takim wrażeniem CASHFLOW - nowej pomocy edukacyjnej, którą Robert Kiyosaki tworzył - że zorganizował udział nas obojga w teście prototypu. Z racji tego, iż była to gra edukacyjna, spytałam moją 19-letnią córkę - świeżo upieczoną studentkę lokalnego uniwersytetu - czy zechciałaby wziąć udział w teście. Zgodziła się.

W teście wzięło udział około piętnaście osób podzielonych na trzy grupy.

Mike miał rację. Była to pomoc edukacyjna, której szukałam. Była ona jednak zaskakująca. Wyglądała jak wielokolorowa plansza gry monopol, z wielkim, dobrze ubranym szczurem usadowionym pośrodku. W odróżnieniu jednak od planszy monopolu posiadała dwa tory:
jeden wewnątrz i jeden na zewnątrz. Celem gry było wydostanie się z wewnętrznego toru, który Robert określał "wyścigiem szczurów" i przedostanie się na zewnętrzny tor zwany "szybkim torem";
objaśnił też, że szybki tor symuluje to, jak bogaci ludzie działają w prawdziwym życiu.

Następnie wyjaśnił nam "wyścig szczurów".

- Jeśli przyjrzymy się życiu średnio edukowanej, ciężko pracującej osoby, zauważymy podobną drogę. Dziecko rodzi się i po czasie idzie do szkoły. Dumni rodzice są podnieceni, gdyż dziecko
osiąga celujące wyniki i dostaje się na studia. Dziecko zdobywa dyplom, może nawet kontynuuje naukę na studiach podyplomowych. Następnie robi tak, jakby dosłownie to zaprogramowano: szuka
etatu gwarantującego ciągłość zatrudnienia lub rozpoczyna karierę dającą podobne poczucie bezpieczeństwa. Dziecko znajduje tę pracę, może jako lekarz lub prawnik, albo wstępuje do wojska lub obejmuje posadę państwową. Ogólnie mówiąc, dziecko zaczyna zarabiać pieniądze, karty kredytowe zaczynają się mnożyć i rozpoczynają się zakupy, o ile nie rozpoczęły się już wcześniej.

- Mając pieniądze na przetrwonienie, dziecko udaje się do miejsc, w których zabijają czas inni - podobni jemu - młodzi ludzie; spotykają się oni z innymi młodymi, umawiają się na randki,
czasem pobierają się. Dwa źródła dochodu są błogosławieństwem. Młodzi czują się szczęśliwi, ich przyszłość jest świetlana i decydują się kupić dom, samochód, telewizor, zafundować sobie
wakacje i mieć dzieci. Pakiet szczęścia przybywa na miejsce. Potrzeba gotówki jest olbrzymia. Szczęśliwa para decyduje, że ich kariery są życiowo ważne i zaczynają ciężej pracować, stają się
lepszymi pracownikami, jeszcze bardziej oddanymi pracy. Dokształcają się celem nabycia jeszcze bardziej wyspecjalizowanych umiejętności, aby móc więcej zarabiać. Możliwe, że decydują się na dodatkową pracę. Ich dochody idą w górę, ale podobnie wzrasta przedział wymiaru podatku oraz podatek od nieruchomości związany z ich nowym wielkim domem; wzrasta też opodatkowanie na ubezpieczenie społeczne oraz wszystkie inne podatki. Otrzymują swoją wielką pensję i dziwią się, gdzie też wsiąkły te wszystkie pieniądze. Przystępują do funduszu powierniczego, a za artykuły spożywcze płacą kartami kredytowymi. Ich dzieci osiągają wiek pięciu czy sześciu lat i zaczyna
wzrastać potrzeba oszczędzania na ich przyszłe studia, podobnie jak trzeba też oszczędzać na czas, gdy rodzice przestaną już pracować.

- Ta szczęśliwa para - która urodziła się 35 lat temu - znalazła się teraz w pułapce "wyścigu szczurów", w której pozostanie do końca swoich pracujących dni. Pracują dla właścicieli firmy, na
podatki i dla banku, któremu spłacają raty za dom i karty kredytowe.

- I w takiej oto sytuacji radzą swoim dzieciom: - Ucz się pilnie, osiągaj dobre wyniki, szukaj dobrej i pewnej pracy. Niczego nie uczą się o pieniądzach - poza tymi, którzy odnoszą korzyści z ich
naiwności - ciężko pracując przez całe swoje życie. Proces powtarza się poprzez następną ciężko pracującą generację. Jest to "wyścig szczurów".

Jedynym sposobem na wydostanie się z tego "wyścigu szczurów" jest wykazanie biegłości w rachunkowości i inwestowaniu, których trudność opanowania jest mitem. Jako wykształcona księgowa, która swego czasu pracowała dla jednej z największych firm rozrachunkowych, byłam zdziwiona, że Robert sprawił, iż nauka obu tych dziedzin stała się pasjonującą zabawą. Proces nauki był tak dobrze ukryty, iż podczas pilnej pracy nad wydostaniem się poza "wyścig szczurów" szybko zapomnieliśmy, że uczymy się.

Wkrótce testowanie pomocy edukacyjnej przerodziło się w popołudniową zabawę z moją córką, podczas której rozmawiałyśmy o rzeczach, których nigdy przedtem nie poruszałyśmy. Udział w grze,
która wymagała zestawienia dochodu i zestawienia bilansu, był łatwy dla księgowej. Dzięki temu miałam czas, aby pomóc mojej córce i innym graczom przy naszym stole w przyswojeniu sobie
koncepcji, których nie rozumieli. Byłam pierwszą i jedyną osobą spośród całej grupy, która tego samego dnia wydostała się z "wyścigu szczurów". Znalazłam się na zewnątrz w ciągu 50 minut,
mimo, że gra trwała prawie trzy godziny.

Przy naszym stole był bankier, właściciel biznesu i programista komputerowy.

Tym, co naprawdę zwróciło moją uwagę było to, jak mało ci ludzie wiedzieli o rachunkowości i inwestowaniu - tematach tak istotnych w ich życiu. Zastanawiałam się, jak w prawdziwym życiu zarządzają swoimi sprawami finansowymi. Mogłam zaakceptować to, że moja 19-letnia córka może czegoś nie zrozumieć, ale przecież oni byli dorośli i mieli co najmniej dwa razy tyle lat co ona.

Przez następne dwie godziny - po tym jak wydostałam się z "wyścigu szczurów" - obserwowałam moją córkę i edukowane osoby; dorośli rzucali kostkę i przemieszczali swoje znaczniki. Mimo, że
byłam zadowolona z tego, iż wszyscy tak dużo uczyli się, byłam poruszona tym, jak niewiele ci dorośli wiedzieli o podstawach prostej rachunkowości i inwestowania. Mieli trudności ze zrozumieniem związku pomiędzy zestawieniem dochodu i zestawieniem bilansu. W miarę jak kupowali i sprzedawali aktywa, trudnością dla nich było zapamiętanie tego, że każda transakcja może mieć wpływ na miesięczny przepływ ich pieniędzy. Myślałam o tym, ile milionów ludzi szarpie się z finansami w rzeczywistym świecie tylko dlatego, że nigdy nie nauczono ich tych zagadnień.

Całe szczęście, że dobrze się bawią i są zajęci wygraniem - pomyślałam sobie. Po zakończeniu rywalizacji Robert dał nam piętnaście minut na dyskusję i krytykę prowadzoną w grupach na
temat CASHFLOW.

Właściciel biznesu siedzący przy moim stole był niezadowolony.Nie polubił gry. - Nie muszę tego wiedzieć - powiedział do wszystkich na głos. - Po to zatrudniam księgowych, bankierów i
prawników, aby powiedzieli mi o tym wszystkim. Na to Robert odpowiedział: - Czy zauważył pan kiedyś, że istnieje wielu księgowych, którzy nie są bogaci? A także bankierów, prawników,
maklerów giełdowych i pośredników handlu nieruchomościami? Wiedzą oni wiele i w większości są to mądrzy ludzie, jednakże większość z nich nie jest bogata. Ponieważ nasze szkoły nie uczą ludzi
tego, co wiedzą bogaci - zasięgamy porady tych ludzi. Pewnego dnia jedzie pan autostradą, utyka w korku próbując dostać się do pracy. Patrząc na prawo widzi pan swojego księgowego, który
ugrzązł w tym samym korku. Patrzy pan na lewo i widzi swojego bankiera. To powinno dać panu coś do myślenia.

Programista komputerowy również nie był zachwycony grą: - Mogę kupić oprogramowanie, które mnie tego nauczy.

Bankier natomiast był poruszony. - Uczyłem się tego w szkole - tej części związanej z rachunkowością - ale nigdy nie wiedziałem, jak zastosować to w prawdziwym życiu. Teraz wiem. Muszę wydostać się z "wyścigu szczurów".

Wypowiedzią, która mnie jednak najbardziej poruszyła, był komentarz mojej córki. - Ucząc się, dobrze się bawiłam - powiedziała. - Wiele nauczyłam się o tym, jak naprawdę pieniądze
pracują i jak je inwestować.

Następnie dodała: - Teraz wiem, że w wyborze zawodu mogę się kierować tym, co chcę wykonywać, a nie gwarancją utrzymania etatu i pakietem przypisanych do niego świadczeń lub tym, jak będę
opłacana. Jeśli nauczę się tego, czego uczy ta gra, mam wolną rękę w robieniu i studiowaniu tego, czego pragnę z całego serca, zamiast studiować coś innego tylko dlatego, że firmy poszukują
ludzi o określonych umiejętnościach zawodowych. Jeżeli nauczę się tego, nie będę musiała martwić się utrzymaniem posady czy bezpieczeństwem socjalnym w taki sposób, w jaki martwi się już
większość moich kolegów z roku.

Nie mogłam pozostać i porozmawiać z Robertem po zakończeniu gry, ale postanowiliśmy spotkać się później na dalszą dyskusję nad jego projektem. Wiedziałam, że chce użyć gry, aby pomóc innym w
stworzeniu finansowego zabezpieczenia i chciałam więcej usłyszeć o tych planach.

W następnym tygodniu mąż mój zorganizował wraz ze mną obiadowe spotkanie z Robertem i jego żoną. Mimo, iż po raz pierwszy przebywaliśmy ze sobą na stopie towarzyskiej, czuliśmy się tak,
jakbyśmy znali się od lat.

Odkryliśmy, że mamy ze sobą wiele wspólnego. Poruszyliśmy całą gamę tematów od sportu i zawodów do restauracji i zagadnień socjoekonomicznych. Rozmawialiśmy o zmieniającym się świecie.Wiele czasu spędziliśmy dyskutując o tym, że większość Amerykanów zaoszczędziło na okres emerytalny niewiele lub nic, podobnie jak będące u progu bankructwa stanowe wydziały ubezpieczeń społecznych i zasiłków. Czy od moich dzieci będzie się wymagało płacenia na emerytury dla 75 milionów osób stanowiących wyż demograficzny?

Dziwiliśmy się czy ludzie zdają sobie sprawę z tego, jak ryzykowne jest poleganie na programie zaopatrzenia emerytalnego.

Podstawowy niepokój Roberta dotyczył rosnącej luki pomiędzy tymi, co mają i tymi, co nie mają - w Ameryce i na świecie. Będąc samoukiem oraz biznesmenem własnego chowu, który podróżował
dookoła świata składając swój biznes w całość, Robert był w stanie przejść w stan spoczynku w wieku 47 lat. Powodem, dla którego powrócił do aktywności, jest ten sam niepokój, który ogarnia mnie w stosunku do moich dzieci. Wie on, że świat się zmienił, ale nie zmieniła się wraz z nim edukacja. Zgodnie z opinią Roberta, dzieci spędzają całe lata w przestarzałym systemie edukacyjnym, ucząc się rzeczy, których nigdy nie zastosują w życiu i przygotowując się do świata, który już nie istnieje.

- Najbardziej niebezpieczną radą, jaką dzisiaj można dać dziecku jest: - Idź do szkoły, osiągaj dobre wyniki, szukaj dobrej i pewnej pracy. Jest to przestarzała rada i jest to niebezpieczna rada. Jeżeli moglibyście zobaczyć to, co dzieje się w Azji, Europie i Ameryce Południowej, bylibyście tak samo zaniepokojeni, jak ja.

Jest to zła rada - wierzy on - dlatego, że jeśli chcemy, aby nasze dziecko miało zapewnioną finansową przyszłość, nie może się ono stosować do zbioru "starych reguł". To jest zbyt ryzykowne.

Spytałam go, co rozumie przez - "stare reguły".

- Ludzie podobni do mnie działają wg innego zbioru reguł, aniżeli ten, który ty stosujesz. Co się dzieje, gdy korporacja ogłasza konsolidację firm?

- Ludzie są zwalniani. Rodziny są poszkodowane. Wzrasta bezrobocie.

- Tak, ale co się dzieje z firmą, szczególnie z firmą obecną na giełdzie papierów wartościowych?.

- Gdy taka restrukturyzacja jest ogłoszona, cena akcji zazwyczaj idzie w górę. Rynek lubi obniżanie przez firmę kosztów pracy - czy to przez automatyzację, czy przez konsolidację siły roboczej.

- Zgadza się. A gdy ceny akcji zwyżkują, ludzie tacy jak ja, akcjonariusze, stają się bogatsi. To jest to, co rozumiem przez określenie "inny zbiór reguł". Pracownicy przegrywają; właściciele i inwestorzy wygrywają.

Robert objaśniał nie tylko różnicę pomiędzy pracownikiem i pracodawcą, ale także różnicę pomiędzy kontrolowaniem własnego losu a oddawaniem kontroli nad nim komuś innemu.

- Jednak dla większości ludzi trudne jest zrozumienie tego, dlaczego się tak dzieje - powiedziałam. - Po prostu myślą, że to nie jest w porządku.

- Dlatego jest głupotą powiedzieć dziecku: "Zdobądź dobre wykształcenie" - powiedział. - Niemądrze jest zakładać, że edukacja, której dostarcza system szkolny przygotuje nasze dzieci do świata, z którym spotkają się po ukończeniu szkoły. Każde dziecko potrzebuje więcej edukacji. Różnej edukacji. Dzieci muszą też znać reguły. Inny zbiór reguł.

- Istnieją reguły związane z pieniędzmi, według których działają bogaci - powiedział. - 95 procent ludzi uczy się tych reguł w domu i szkole. Dlatego dzisiaj powiedzenie: "Ucz się pilnie i szukaj pracy" jest ryzykowne. Dzisiejsze dziecko potrzebuje bardziej wyszukanej edukacji, a obecny system nie zapewnia tego. Nie dbam o to, ile komputerów umieszczą w klasie lub ile pieniędzy wyda szkoła. Jak system edukacyjny może uczyć zagadnienia, którego sam nie zna?

Jak więc rodzic uczy swoje dzieci tego, czego nie uczy szkoła? Jak uczymy dzieci rachunkowości? Czy nie znudzą się one? A jak uczymy inwestowania - gdy jako rodzice - sami niechętnie
podejmujemy ryzyko? Zamiast uczyć moje dzieci robienia tego w bezpieczny sposób, zdecydowałam się uczyć je robienia tego w mądry sposób.

- W jaki więc sposób uczyłbyś dziecko tego, co jest związane z pieniędzmi oraz tego wszystkiego o czym rozmawialiśmy? - spytałam Roberta. - Jak możemy ułatwić to rodzicom, szczególnie gdy sami
tego nie rozumieją?

- Napisałem książkę na ten temat.

- Gdzie ona jest?

- W moim komputerze. Znajduje się tam od lat w postaci przypadkowych kawałków. Od czasu do czasu dodaję coś do niej, ale nigdy nie złożyłem jej w całość. Zacząłem pisać ją po tym, jak
moja inna książka stała się bestsellerem, ale nigdy nie skończyłem tej nowej. Ta jest w kawałkach.

Rzeczywiście znajdowała się w kawałkach. Po przeczytaniu rozrzuconych rozdziałów doszłam do wniosku, że książka jest wartościowa i powinna być udostępniona, szczególnie w obecnie
zmieniających się czasach. Uzgodniliśmy z Robertem współautorstwo jego książki.

Spytałam, ile jego zdaniem finansowej informacji potrzebuje dziecko. Odpowiedział, że to zależy od dziecka. Będąc w młodym wieku wiedział, że chce być bogaty i miał szczęście posiadać kogoś w rodzaju ojca, który był bogaty i zechciał mu przewodzić. Edukacja jest podstawą sukcesu - powiedział Robert. Podobnie, jak szkolne umiejętności są życiowo ważne, tak samo i finansowe
umiejętności oraz sztuka komunikowania się są istotne.

Książka opisuje historie dwóch ojców - bogatego i biednego, którzy wpłynęli na umiejętności, jakie Robert rozwinął w ciągu swego życia. Kontrast pomiędzy dwoma ojcami dostarcza ważnej
perspektywy. Książka otrzymała moje wsparcie i została zredagowana oraz złożona przeze mnie. Jeśli jesteś Czytelniku księgowym, odłóż na bok swoją akademicka wiedzę książkową i otwórz swój umysł na teorie prezentowane przez Roberta. Pomimo tego, że wiele z nich konfrontuje się z ogólnie akceptowanymi podstawami rachunkowości, dostarczają one wartościowego wglądu w to, jak prawdziwi inwestorzy analizują swoje inwestycyjne decyzje.

Gdy jako rodzice radzimy naszym dzieciom: - Idź do szkoły, osiągaj dobre wyniki i szukaj dobrej pracy - często robimy to z powodu kulturowego nawyku. Tak się zawsze robiło. Gdy spotkałam
Roberta, początkowo jego pomysły przestraszyły mnie. Będąc wychowywany przez dwóch ojców, był uczony zdobywać dwa różne cele. Jego edukowany ojciec doradzał mu pracować dla korporacji.
Bogaty ojciec doradzał mu mieć korporację. Obie życiowe drogi wymagały edukacji, ale przedmiot studiów był całkowicie inny. Edukowany ojciec Roberta zachęcił go, aby był mądrą osobą. Bogaty
ojciec zachęcał go do nauczenia się tego, jak zatrudniać mądrych ludzi.

Posiadanie dwóch ojców wywoływało wiele problemów. Biologiczny ojciec Roberta był wyższym urzędnikiem edukacji stanu Hawaje. Do czasu, gdy Robert Kiyosaki ukończył 16 lat, groźba: "Jeśli nie osiągniesz dobrych wyników, nie otrzymasz dobrej pracy" - miała na niego bardzo mały wpływ. Wiedział już, że jego drogą kariery było posiadanie korporacji, a nie pracowanie dla nich. Tak
naprawdę, gdyby nie mądry i wytrwały doradca w szkole średniej, Robert nie poszedłby na studia. Przyznaje się do tego. Za wszelką cenę chciał rozpocząć tworzenie swoich aktywów, ale ostatecznie
zgodził się, że ze studiów również odniesie korzyść.

Dla większości dzisiejszych rodziców idee zawarte w tej książce wybiegają prawdopodobnie zbytnio do przodu. Część rodziców ma już dostateczne trudności z utrzymaniem dzieci w szkole. W świetle
jednak zmieniających się czasów - jako rodzice - powinniśmy być otwarci na nowe i śmiałe idee. Zachęcanie dzieci, aby były pracownikami, jest doradzaniem własnym dzieciom, aby w ciągu
swojego życia płaciły coraz większe podatki z równoczesną obietnicą na małą lub żadną emeryturę. Prawdą jest także to, że podatki są największym kosztem, który ponosi człowiek. Tak naprawdę większość rodzin pracuje od stycznia do połowy maja na płacone przez siebie podatki. Istnieje zapotrzebowanie na nowe pomysły i książka ta właśnie ich dostarcza.

Robert mówi, że bogaci uczą swoje dzieci w inny sposób. Uczą swoje dzieci w domu przy stole obiadowym. Pomysły tu zawarte mogą nie być tymi, które wybrałeś Czytelniku do dyskusji ze swoimi dziećmi, ale dzięki Ci za przyjrzenie się im. Radzę Ci też nie ustawać w poszukiwaniach. 
W mojej opinii - jako mamy i księgowej - koncepcja, obejmująca jedynie zdobycie dobrych wyników w szkole i znalezienia dobrej pracy, jest starym pomysłem. Musimy doradzać naszym dzieciom w bardziej wyszukany sposób. Potrzebujemy nowych pomysłów i innej edukacji. Być może mówienie naszym dzieciom, aby starały się być dobrymi pracownikami i równocześnie usiłowały mieć własną firmę inwestycyjną, nie jest najgorszym pomysłem.

Jako matka mam nadzieję, że książka ta pomoże innym rodzicom. Robert ma nadzieję uświadomić nam, że każdy może osiągnąć powodzenie, jeśli taki będzie jego czy jej wybór. Czy jesteś dzisiaj ogrodnikiem, czy dozorcą, czy nawet bezrobotnym - posiadasz możliwości edukowania siebie i uczenia tych, którzy zadbaliby o siebie od strony finansów. Pamiętaj, że finansowa inteligencja jest procesem mentalnym, poprzez który rozwiązujemy swoje finansowe problemy.

Dzisiaj stoimy w obliczu globalnych i technologicznych zmian, które są tak wielkie, a nawet większe niż te, w obliczu których trzeba było stanąć w przeszłości. Nikt nie posiada kryształowej kuli, ale jedna rzecz jest pewna: przed nami stoją zmiany, których wielkość wykracza poza naszą współczesność. Któż wie, co przyniesie przyszłość? Cokolwiek jednak się stanie, mamy dwa
podstawowe wybory: działać asekurancko lub działać mądrze - przygotowując się, edukując, budząc nasze własne finansowe zdolności oraz naszych dzieci.

Sharon Lechter


____________________________________________________________

Tato, jak się stać bogatym?

- Tato, czy możesz mi powiedzieć, jak stać się bogatym?

Ojciec odłożył wieczorną gazetę. - Dlaczego chcesz być bogaty, synu?

- Dlatego, że dzisiaj mama Kuby zajechała nowym samochodem marki cadillac. Na weekend Kuba wyjeżdża do swojego domku nad oceanem. Zabiera ze sobą swoich trzech przyjaciół. Michał i ja nie
zostaliśmy jednak zaproszeni, ponieważ jesteśmy "biednymi dziećmi".

- Tak powiedział? - spytał z niedowierzaniem mój ojciec.

- Tak, tak powiedział - odpowiedziałem urażony.

Ojciec pokiwał głową w ciszy, przesunął mostek okularów w górę nosa i powrócił do czytania gazety. Stałem czekając na odpowiedź.

Był rok 1956. Miałem dziewięć lat. Przez jakieś zrządzenie losu poszedłem do tej samej publicznej szkoły, do której posyłali swoje dzieci bogaci ludzie. Miasto - w którym mieszkaliśmy - było
głównie związane z plantacją trzciny cukrowej. Zarządzający plantacją i inni wpływowi ludzie - tacy jak: lekarze, biznesmeni i bankierzy - posyłali swoje dzieci do tej szkoły, do klas od pierwszej do szóstej. Po szóstej klasie ich dzieci były zazwyczaj wysyłane do prywatnych szkół. Ponieważ moja rodzina mieszkała po tej samej stronie ulicy, ja również poszedłem do tej szkoły. Gdybym mieszkał po przeciwnej stronie, byłbym posłany do innej, w której znajdowały się dzieci podobne do mnie. 
Po szóstej klasie musiałbym iść do szkoły przejściowej lub średniej, ponieważ nie istniała szkoła prywatna dla "biednych dzieci".

W końcu ojciec odłożył gazetę. Zaczął z wolna, jakby coś przemyślał.

- No tak, synu. Jeżeli chcesz być bogaty, musisz nauczyć się robić pieniądze.

- Jak to zrobić, żeby robić pieniądze?

- Hm, używaj swojej głowy, synu - powiedział uśmiechając się - co tak naprawdę oznaczało: "To wszystko, co zamierzam ci powiedzieć" lub: "Nie znam odpowiedzi, więc nie wprowadzaj mnie w
zakłopotanie".

Następnego dnia powiedziałem mojemu najlepszemu przyjacielowi, Michaelowi, co powiedział mój ojciec. Michael i ja, byliśmy jedynymi biednymi dziećmi w tej szkole. Michael, podobnie jak i
ja, znalazł się w niej przez zrządzenie losu. Ktoś nakreślił nierówność na linii rejonizacji szkół i znaleźliśmy się w szkole dla bogatych dzieci. Tak naprawdę nie byliśmy biedni, ale tak się
czuliśmy, ponieważ wszyscy inni chłopcy mieli nowe rękawice do baseballu, nowe rowery, wszystko nowe.

Mama i tata zaspokajali nasze podstawowe potrzeby: jedzenie, schronienie, ubiór. Nie o to jednak chodziło. Mój ojciec zwykł mawiać: "Jeśli chcesz czegoś, zapracuj na to". Chcieliśmy mieć
różne rzeczy, ale niewiele było pracy dostępnej dla dziewięcioletnich chłopców.

- Więc co robimy, aby zrobić pieniądze? - spytał Michael.

- Nie wiem - powiedziałem. - Czy chcesz jednak być moim partnerem?

Tego sobotniego poranka rozmawialiśmy dalej w tym samym stylu.Michael stał się moim pierwszym partnerem w biznesie. Cały poranek omawialiśmy różne pomysły związane z robieniem pieniędzy.
Sporadycznie rozmawialiśmy o tych "wybrańcach", którzy dobrze się bawili w domku Kuby nad oceanem. To trochę raniło, ale ból ten był dobry, gdyż inspirował nas do kontynuowania przemyśleń o sposobach robienia pieniędzy. Na koniec, tamtego popołudnia, olśniło nas. Był to pomysł, który Michael zaczerpnął z czytanych przez siebie książek popularno-naukowych. Podekscytowani,
uścisnęliśmy sobie dłonie, a partnerstwo stało się teraz biznesem.

Przez następnych kilka tygodni, Michael i ja, obchodziliśmy nasze osiedle, pukając do drzwi i pytając naszych sąsiadów, czy zechcieliby zachować dla nas swoje tuby po paście do zębów. Mieli zdziwione miny, większość dorosłych jednak zgadzała się z uśmiechem. Niektórzy pytali nas, co robimy z tubami.Odpowiadaliśmy: - Nie możemy powiedzieć. To tajemnica biznesu.

Moja mama przez pierwsze tygodnie obserwowała nas spokojnie. Na magazyn wybraliśmy sobie miejsce obok jej pralki, gdyż mogło ono pomieścić zapasy naszego surowca. Nasza mała kupka zużytych tubek po paście zaczęła rosnąć w brązowym tekturowym pudełku, które kiedyś służyło do przechowywania butelek z keczupem.

W końcu jednak nie wytrzymała tego. Widok rosnącej sterty poskręcanych tub po paście jej sąsiadów zdenerwował ją.

- Co wy chłopcy robicie? - spytała. - Nie chcę usłyszeć, że to tajemnica biznesu. Zróbcie coś z tym bałaganem, albo wyrzucę to wszystko.

Michael i ja prosiliśmy mamę o wyrozumiałość obiecując, że wkrótce będziemy mieli tego wystarczającą ilość i zaczniemy produkcję. Poinformowaliśmy ją, że czekamy na kilku sąsiadów, którzy obiecali nam swoje tuby. Mama zgodziła się poczekać tylko jeden dodatkowy tydzień.

Data rozpoczęcia produkcji została przesunięta na wcześniejszy termin. Wywarto na nas presję. Mój pierwszy związek partnerski był zagrożony przez moją własną mamę, zawiadomieniem o eksmisji z
naszej przestrzeni magazynowej. Zadaniem Michaela było powiedzieć sąsiadom, aby szybko zużyli swoją pastę do zębów, gdyż ich dentysta chce, aby częściej czyścili zęby. Ja zacząłem budować
linię produkcyjną.

Produkcja rozpoczęła się po tygodniu, tak jak było to zaplanowane. Gdy mój ojciec przyjechał ze swoim znajomym, zobaczył na wjeździe do garażu dwóch dziewięcioletnich chłopców
obsługujących linię produkcyjną idącą pełną parą. Wszędzie dokoła znajdował się drobny biały proszek. Na długim stoliku stały małe kartony po mleku, a nasz rodzinny grill hibachi jarzył się
czerwonymi gorącymi węglami, maksymalnie rozgrzany.

Ojciec zaparkował samochód na początku wjazdu, gdyż linia produkcyjna zablokowała go i ostrożnie podszedł wraz ze swoim znajomym. Zbliżając się, zobaczyli stalowy garnek umieszczony na
węglach, zawierający topiące się tubki po paście do zębów. W tamtych latach pasta do zębów nie znajdowała się w plastikowych tubach. Tuby były zrobione z ołowiu. Gdy więc farba została
opalona, tuby były wrzucane do małego stalowego garnka, topiąc się, aż stały się płynnym ołowiem. Przy użyciu rękawic mojej mamy do gorących garnków laliśmy ołów przez małą dziurkę znajdującą
się na górze każdego kartonu. Kartony po mleku były formami zrobionymi z gipsu.

Pokrywający wszystko biały proszek był gipsem, który rozprzestrzenił się zanim zmieszaliśmy go z wodą. W pośpiechu kopnąłem i wywróciłem worek, więc cała powierzchnia wyglądała tak, jakby została nawiedzona przez burzę śnieżną.

Mój ojciec i jego znajomy patrzyli, jak ostrożnie wlewaliśmy stopiony ołów poprzez mały otwór na górze gipsowego sześcianu.

- Ostrożnie - powiedział mój ojciec.

Kiwnąłem głową nie patrząc na bok.

Na koniec, gdy wlewanie zostało zakończone, odłożyłem stalowy garnek i uśmiechnąłem się do mojego ojca.

- Co wy chłopcy robicie? - spytał z lekkim uśmiechem.

- Robimy to, co powiedziałeś, że mam robić, aby być bogatym - powiedziałem.

- Aha - dodał Michael, śmiejąc się i potakując głową. - Jesteśmy partnerami.

- A co znajduje się w tych gipsowych formach? - spytał ojciec.

- Popatrz - powiedziałem. - To powinien być dobry wsad.

Używając małego młotka uderzyłem zabezpieczenie łączące obie połowy sześcianu. Ostrożnie podniosłem górną połowę gipsowej formy i wyleciał ołowiany pieniążek.

- O mój Boże - powiedział ojciec. - Odlewacie z ołowiu pięciocentówki?

- Zgadza się - powiedział Michael. Robimy tak, jak pan powiedział, żeby robić. Robimy pieniądze.

Znajomy mojego ojca odwrócił się i wybuchnął śmiechem. Ojciec również uśmiechał się i kiwał głową. Miał przed sobą dwóch małych chłopców pokrytych białym kurzem i śmiejących się od ucha do ucha, rozpalony ogień i kartony tubek po paście.

Poprosił nas o zakończenie wszystkiego i zajęcie miejsca na frontowych schodach naszego domu. Z uśmiechem, delikatnie wyjaśnił nam, co oznacza słowo "podrabianie".

Nasze marzenia były zdruzgotane. - Ma pan na myśli to, że jest to nielegalne? - spytał Michael z drżeniem w głosie.

- Daj im wolną rękę - powiedział znajomy ojca. - Być może rozbudują swój wrodzony talent.
Ojciec gwałtownie spojrzał na niego.

- Tak, to jest nielegalne - spokojnie powiedział ojciec. - Wy chłopcy wykazaliście jednak dużą pomysłowość i oryginalność. Kontynuujcie. Jestem naprawdę dumny z was.

Zawiedzeni siedzieliśmy około dwudziestu minut w ciszy, zanim zaczęliśmy sprzątać nasz bałagan. Biznes skończył się w dniu jego otwarcia. Zamiatając proszek spojrzałem na Michaela i
powiedziałem: - Myślę, że Kuba i jego przyjaciele mają rację. Jesteśmy biedni.

Gdy to mówiłem, ojciec właśnie wychodził i odpowiedział: - Chłopcy, będziecie biedni tylko wtedy, gdy poddacie się. Najważniejszą rzeczą jest to, że coś zrobiliście. Większość ludzi tylko mówi i marzy o wzbogaceniu się. Wy coś zrobiliście. Jestem bardzo dumny z was obu. Powiem to jeszcze raz. Kontynuujcie. Nie zarzucajcie tego.

Staliśmy w ciszy. To były miłe słowa, ale my ciągle nie wiedzieliśmy co robić.

- Więc jak to się stało tato, że nie jesteś bogaty? - spytałem.

- Ponieważ postanowiłem zostać nauczycielem w szkole. Nauczyciele tak naprawdę nie myślą o tym, aby być bogatymi. Po prostu lubimy uczyć. Chciałbym ci pomóc, ale naprawdę nie wiem, jak robić
pieniądze.

Odwróciliśmy się kontynuując swoje sprzątanie.

- Wiem - powiedział ojciec - jeśli chcecie nauczyć się tego, jak stać się bogatym, nie pytajcie mnie. Michale, porozmawiajcie z twoim ojcem.

- Moim ojcem? - zapytał Michael ze zdziwieniem.

- Tak, twoim ojcem - powtórzył mój ojciec z uśmiechem. - Twój ojciec i ja odwiedzamy tego samego bankiera; on zachwyca się twoim ojcem. Kilka razy powiedział mi, że twój ojciec jest świetny, gdy chodzi o robienie pieniędzy.

- Mój ojciec? - Michael spytał jeszcze raz z niedowierzaniem. - Dlaczego, więc nie mamy pięknego samochodu i pięknego domu, jak inne bogate dzieci ze szkoły?

- Piękny samochód i piękny dom niekoniecznie oznaczają, że jesteś bogaty lub wiesz jak robić pieniądze - odpowiedział mój ojciec. - Ojciec Kuby pracuje dla plantacji trzciny cukrowej. Niewiele
różni się ode mnie. On pracuje dla firmy, a ja pracuję na państwowej posadzie. To firma kupuje dla niego samochód. Firma cukrownicza ma teraz kłopoty finansowe i ojciec Kuby wkrótce może
nic nie mieć. Twój ojciec Michale jest inny. 

Wygląda na to, że buduje on imperium i podejrzewam, że za kilka lat będzie on bardzo bogatym człowiekiem


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz